Bezpieczeństwo

bezpieczenstwo1Robimy wszystko, żeby zadbać o to, by nic złego nam się nie stało. Nie wychodzimy wieczorami na spacery. Harujemy dzień i noc, żeby mieć za co zapłacić rachunki i żeby jeszcze zostało coś na zaś, w razie czego, gdyby naszemu pracodawcy przyśniło się nas zwolnić. Łykamy tysiące tabletek mających chronić nas przed chorobą, kalectwem, niechcianą ciążą, mutacją genów i nagłą śmiercią.

Nasze domy są niczym fortece, opancerzone drzwiami nie do zdobycia i kratami nie do wyrwania. Nasze myśli krążą wokół nowego alarmu, nowych poduszek powietrznych, nowych zabezpieczeń przed tym wszystkim, co uda nam się  – w przebłysku intuicji – przewidzieć.

Martwimy się, czy przetrwamy do pierwszego, czy nie dostaniemy raka, czy bank da nam kredyt lub czy nie zdradzi nas mąż. Czy dziecko nie zadławi się cukierkiem, wnuk nie wykończy nam dzieci (a sobie rodziców) i czy najbliższe przedszkole przyjmie  naszą ukochaną pociechę. A jeżeli przyjmie, to czy nie zarazi nam synka żółtaczką, nie skrzywi  psychiki, nie da na obiad zupki zakrapianej bakteriami. I czy ten autobus, który tak często kursuje spod naszego domu, nie zmieni przypadkiem trasy.

 Ciągle analizujemy ewentualne scenariusze czarnych zdarzeń, katastroficznie spoglądamy w przyszłość i ze strachu boimy się w nią wkroczyć.   Nowelizujemy na bieżąco nasze indywidualne wewnętrzne ustawy o bezpieczeństwie, a zapominamy o  podstawowej ochronie. O Bogu.

W Księdze Psalmów 4,99 czytamy:

Gdy się położę, zasypiam spokojnie, bo tylko Ty, Panie, pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie.

Sam jeden! Sam jeden Pan Bóg wystarczy, by ochronić nas od złego. Nie potrzebuje do tego naszego zamartwiania, sam jeden wie, co ma robić i jak o nas dbać. Wie, że musimy przetrwać do pierwszego, wie, jaka jest moc sakramentu małżeństwa i wie, że jeśli autobus zmieni trasę, to będziemy szczęśliwi, bo znajdziemy czas na spacer z własnym ukochanym dzieckiem. Mało tego oprócz tego, że sam o nas dba, że wielokrotnie zapewnia nas byśmy się nie lękali, to dał nam jeszcze każdemu z nas po Aniele Stróżu na dokładkę.

Czy zatem nie powinniśmy nauczyć się Bogu oddawać swoje problemy, niepokoje i pozostałe nieszczęścia? Spróbujmy chociaż raz powiedzieć: Ty się tym pomartw, Boże. Ufam Ci i wiem, że mnie nie opuścisz, zajmij się moją chorobą, zważ, że mam kredyt do spłaty i pamiętaj, że moje dziecko jest moim życiem, pilnuj go jak oka w głowie. Amen.

A co, jeżeli okaże się, że jednak Bóg „ogłuchł” i pomimo naszych próśb zesłał na nas tragedię? Miał w tym swój sens. Poczekaj cierpliwie i odkryj go. To trudne, ale Bóg daje siłę. Złap się Go za rękę i wejdź w swoje nieszczęście razem z Nim. A zdziwisz się, gdy odkryjesz moc Jego miłości.

1 Comment

  1. Gabriela

    Pięknie napisane! !!porusza serce

    Reply

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *