Naprzeciw naszym słabościom

„Następnie rzekł do Tomasza: Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym.”

Wszystkie rany Chrystusowi zadali ludzie.

Żadnej nie zadał Bóg.

Wszystkie nasze rany, zarówno te psychiczne, jak i fizyczne, zadali nam ludzie, często ci najbliżsi, a nie Bóg. A my obwiniamy Boga, odwracamy się od Niego i szukamy kolejnych ludzi, którzy zadadzą nam kolejne rany.

Ile ran potrzebujemy, żeby zamiast pociechy u człowieka, szukać jej u Boga?

Ile krwi musimy stracić, ile łez wylać, by zamiast ludzi, prosić o ukojenie Boga?

Bóg nie będzie reagował na nasze ukrzyżowanie, bo wie, że tak jak u Chrystusa, każda nasza rana jest potrzebna i ma swój sens.

Jezus nie tylko pozwolił się ukrzyżować, On również po śmierci wychodzi naprzeciw naszym słabościom i pozwala włożyć sobie rękę do rozprutego boku.

Wszystko po to, byśmy odwrócili wzrok od grzechu, a spojrzeli w stronę Ojca.

Co my potrzebujemy zrobić Chrystusowi, abyśmy nauczyli się wiary w Boga?

Gdzie włożymy swój palec lub gwóźdź?

I czy na tym wreszcie poprzestaniemy?