Aż świerzbi mnie pod palcami, żeby zacytować w dzisiejszym poście bohatera z filmu Skazani na Shawshank: „zajmę się pilnie życiem albo umieraniem”. Na pierwszy rzut oka to jakiś bezsens okrutny, żart zawiedzionego marzyciela-samobójcy. Na drugi rzut oka (i to taki poparty zadumą) dostrzegamy głęboki wymiar tej oczywistości.
Czym w końcu jest życie? Sumą oddechów przetykaną uderzeniami serca? Ciężkim posuwistym krokiem w kierunku obowiązków? Pobudką, odbębnieniem dnia i zaśnięciem? Dla niektórych tak właśnie wygląda życie. Dla niektórych. Dla tych pozostałych sprawa się troszkę komplikuje, bo oprócz wdechów i wydechów, roboczego dnia pracy czy somnambulicznych stanów istnieje jeszcze coś takiego jak SENS ŻYCIA. I o to wszystko się rozbija. Rodzimy się po coś. Bóg dla każdego z nas ma plan. Jesteśmy wpisani w Jego wizję świata i wpleceni w Jego kontekst rzeczywistości. Nie znaczy to, że skazani jesteśmy na odtwarzanie cudzego mirażu. Bez obaw. Ale… mamy swoje pasje i zainteresowania, dostaliśmy konkretne talenty – to jest ten Boży plan względem nas. Mamy rozwijać własne talenty, cyzelować je, wygładzać, pielęgnować… Tylko tyle i aż tyle. Przecież Bóg nie stworzył nas po to, żebyśmy odegrali drugoplanową rolę w teatrzyku lalek. Nie jesteśmy pacynkami, których zadaniem jest się ładnie uśmiechać, dygać grzecznie, gdy każą i maszerować bezmyślnie przez plątaninę dni. To scenariusz napisany dla bezmózgich lal, dla plastykowych poczwar o pustych oczach i bezludnym sercu.
Czasami życie jest walką o lepsze jutro, czasami balansem pomiędzy marzeniami a osiągnięciami, czasami pasmem niepowodzeń albo ekscytującą przygodą. Bywa i tak, że życie jest rozciągniętym w czasie konaniem. Agonią naszych celów, pragnień i oczekiwań. Prawda jednak jest taka, że wybór pomiędzy powyższymi opcjami należy do nas samych.
Mamy być SOBĄ, najlepszą wersją siebie samego. Mamy się rozwijać, doskonalić, upadać i podnosić się. Mamy przeżyć życie tak, żeby coś po nas pozostało. Napisana książka, skomponowana ścieżka dźwiękowa, wyleczone czyjeś serce, wybudowany dom, czy wychowane dobrze dzieci.
Nie marnujmy życia na lenistwo, marazm, tępotę, nie rozszarpujmy swojego życia na nieistotne działania, nie zostawiajmy naszego życia zmiętoszonego na wytartym fotelu konającego pomiędzy stronami gazet z newsami o niczym a kolejnym odcinkiem durnej telenoweli. Żyjmy, a nie wegetujmy! Co powiemy, gdy Bóg nas zapyta, jak przeżyliśmy życie? Co odpowiemy, gdy spokojnie zapyta, co zrobiliśmy ze świętym darem, który nam dał? Bóg dał nam wolną wolę, możemy nasze życie zmarnować lub je przeżyć. Podejmijmy więc świadomą decyzję, czy od dzisiaj zajmiemy się pilnie życiem, czy umieraniem. Nie zostawiajmy tego do jutra, bo jutra możemy nie dożyć.