Siedzimy w tym swoim bajorze pełnym problemów. Czarna cuchnąca ciecz wciąga nas w głąb, wsysa swoim ciężarem, oblepia lodowatą breją cierpienia… Nie mamy siły wyciągnąć ręki ani nogi, a co dopiero wstać, otrząsnąć się dziarsko i wyskoczyć z tego trzęsawiska. Nie, my w nim toniemy. Nasze problemy zjadają nas kawałek po kawałku, wysysają z nas wszystkie siły żywotne i rozszarpują naszą codzienność na miliardy czarnych nieszczęść. Rzec by się chciało – mamy przesrane. Po całości.
Ale, ale…
Patrzymy ze złej perspektywy. Ludzie! Strach wyolbrzymia każdy problem, ból zniekształca jasność sytuacji, a samotność w tym cierpieniu mnoży doznania i potęguje ich intensywność. Wszystko widzimy w czarnych kolorach – nie mamy wyjścia, skoro oczy mamy zaklejone tłustymi bagnistymi łzami. Brakuje nam oddechu, bo płuca rozsadza nam lęk. Jak więc z tego bagna wyjść?
Nie rozpamiętuj tego, w jak strasznym bagnie siedzisz, nie marnuj energii na biadolenie. Przekuj ją w działanie!
Zamknij oczy i powiedz: Jezu, Ty się tym zajmij. Wyciągnij mnie z tych problemów, które mnie zjadają. Nie mam siły ich rozwiązać, nie widzę wyjścia z mojej sytuacji. Jezu, ufam Tobie, oddaję Ci swoje problemy, oddaję Ci swój ból. Oddaję Ci swoją biedę, niezapłacone rachunki i moją chorobę. Weź to Jezu i zajmij się tym. Proszę, zajmij się moimi problemami – ja straciłem panowanie nad swoim życiem, teraz Ty nim kieruj. Dziękuję. I kocham Cię. Bardzo.
Zamiast patrzeć otępiałym wzrokiem w czerń swojego bagna, wznieś wzrok do nieba i zobacz, jaki piękny błękit rozciąga się nad tobą. Zachwyć się promieniami słońca, które pieszczą cię po buzi. Usłysz śpiew ptaków. Poczuj, że Bóg jest z tobą!
On znajdzie wyjście z twoich problemów.
Jak będzie trzeba, to wejdzie do tego bagna i na własnych rękach cię z niego wyciągnie.
Daj Mu tylko ufność, miłość i… czas.
Aha. I jeszcze jedno. Nie siedzimy z założonymi rączkami w oczekiwaniu na mannę z nieba. Bóg czyni rzeczy niemożliwe, ale te osiągalne pozostawił nam 😉