„Zaprawdę powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec.”
Pokolenie ludzi, wśród których Chrystus żył, przeminęło 2000 lat temu. Czy to znaczy, że końca świata nie będzie? Albo że Pismo Święte się myli?
Nie. To znaczy, że chrześcijaństwo trwać będzie do końca świata. Nie upadnie wcześniej, nie skończy się, nie wymrze. Koniec świata oznacza koniec świata, a nie – koniec naszej religii.
Warto o tym pamiętać w tych trudnych czasach, że to nie my – Chrześcijanie – mamy przeminąć – ale świat. Nieważne, że wokół szaleje zły, rozszerza swe terytorium i wkracza do naszych domów, szkół, rodzin, kościołów. Nieważne, że wprowadza w naszą religię wątpliwości lub zaburza stałość wartości. Jego działania pokazują, że nas – Chrześcijan – wciąż jest dużo i potrafimy się zjednoczyć, a nawet zbuntować.
To nie on decyduje, czy nadchodzi koniec świata, on może jedynie sprawić, że za końcem tego świata zatęsknimy, bo nam, Chrześcijanom, coraz gorzej w nim żyć. Ale to wciąż Bóg zna datę. I do tego czasu, my Chrześcijanie, nie przeminiemy.
Może nas być mniej, może nam być trudniej, ale nasza wiara nie umrze wraz z nami Ona przetrwa aż do końca świata! Może być więcej letnich zaimków niż gorących Chrześcijan, ale i tak wiara przetrwa.
I to jest ta czujność, do której zaprasza nas Bóg, żebyśmy w wierze żyli i w niej umierali, bo czy koniec świata nadejdzie, czy po prostu skończy się nasz prywatny czas, warto żyć w pogotowiu.Z Bogiem.