„A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć».” (Łk 9, 51-62)
Jak wielka jest samotność Jezusa. I jak wielkie poczucie niezrozumienia wśród tych, którzy za Nim podążali. Otaczali Go ludzie, którzy – z oczywistych względów – umieli myśleć tylko po ludzku, podczas gdy On myślał jak Bóg, ale cierpiał jak człowiek. I tak jak człowiek, potrzebował wsparcia, ale Jego Boska natura wesprzeć się umiała jedynie na Bogu.
My również czasami jesteśmy w takiej życiowej samotni, kiedy żaden najbliższy człowiek nie znajduje słów pocieszenia, kiedy nie możemy znaleźć ukojenia u nikogo, kiedy nie mamy gdzie złożyć naszej umęczonej, rozterkami i lękami, głowy. Jesteśmy sami ze swoimi myślami, sami ze swoim bólem, lękiem, swoją niepewnością.
To jest miejsce, do którego nie docierają zbawcze promyki doczesności, gdzie nie docierają słowa otuchy, gdzie nie mobilizują słowa takie jak – dasz radę; zobaczysz, wszystko się ułoży; Pan Bóg cię nie opuści. To jest miejsce, gdzie cudze słowa, nawet najmądrzejsze i najprawdziwsze, nie mają siły sprawczej. Nie działają.
Ale… Wbrew pozorom jest to najwspanialsze miejsce na ziemi. Tak. Najwspanialsze miejsce na ziemi. Nasza duchowa samotnia, w której nikt nam nie może towarzyszyć, to pustynia, na której możemy umrzeć z pragnienia lub zacząć pić ze źródła wody żywej! To miejsce, w którym nareszcie mamy ciszę i warunki do tego, by porozmawiać z Bogiem. To miejsce, w którym możemy odzyskać transcedentalny spokój. Spokój, który nie będzie niczym konkretnym – nie będzie bowiem realnym rozwiązaniem naszych problemów, czy wiarygodną przepowiednią przyszłości, ale będzie spokojem, który przyniesie nam pewność, że cokolwiek się wydarzy – Bóg tak chce. I że przy Nim nigdy nie jesteśmy zagubieni. Może czasem przestraszeni, ale nie osamotnieni.