”Za kogo uważają Mnie tłumy? Oni odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Zapytał ich: A wy, za kogo Mnie uważacie?”
(Łk 9, 18-24)
Jak często podążasz za tłumem? I jak często, w związku z tym, zbaczasz ze ścieżki?
Przyzwyczaiłeś się do tego, żeby nie podważać zdania większości i żeby się z nim identyfikować. Dlatego twoja wiara rozmywa się – bo tłum krzyczy, że piekło jest puste! Że szatana nie ma! Tłum skanduje, że masz prawo zabijać nienarodzone dzieci; że nie musisz walczyć o swoje nieudane małżeństwo; że jesteś samowystarczalny…
Tłum jest przesądny i wierzy w tylu bożków, ile tylko w tłumie pomieścić się zdoła.
I tłum jest głośny. Dlatego właśnie wydaje ci się, że ma rację.
Ale Jezus wyraźnie mówi, że tłum się myli! A dlaczego się myli? Bo zamiast słuchać – krzyczy! W tłumie każdy jest popychany, nikt nie ma własnego miejsca i nikt nie ma własnego zdania. Tam nie ma czasu na refleksję, na ciszę, na spotkanie z Bogiem. W tłumie jest się po prostu… tłumem.
Apostołowie byli przy Jezusie i stali się wspólnotą. Tam tworzyły się relacje, prawdziwe więzi oparte na miłości, szacunku, prawdzie… Tam każdy mógł być sobą. Co łączy tę wspólnotę z tłumem? Grzeszność. Co ją rozdziela? Postrzeganie Chrystusa. Tłum uważał Go za człowieka, wspólnota – za Boga.
Wspólnota może być tłumna, ale nigdy nie będzie tłumem.
Tłum nigdy nie będzie wspólnotą, chociaż będzie głośno krzyczał o wspólnych, szeroko rozumianych, wartościach.
A Ty? Gdzie dzisiaj jesteś? W tłumie? Czy przy Chrystusie?