„Oni powiedzieli do Niego: Rabbi, to znaczy: Nauczycielu, gdzie mieszkasz? Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie”.
Gdzie mieszka Jezus? Możemy powiedzieć, że wszędzie i szukać Go w nieskończoność. Możemy rozpytywać ludzi i każdy z nich wskaże nam inny adres. Możemy przeczytać tony książek i samemu próbować ustalić miejsce Jego zamieszkania. Możemy też całe życie wypatrywać Jezusa i – spotykając Go wielokrotnie – ani razu Go nie rozpoznać.
A gdybyśmy tak zdobyli się na odwagę i zapytali o to samego Jezusa? I gdybyśmy nie bali się pójść za NIM, by naprawdę poznać Jego codzienność? I gdybyśmy tak uczciwie zanurzyli się w Jego rzeczywistość, a nie w nasze o niej oczekiwania i wyobrażenia?
W jaką przestrzeń byśmy trafili?
W przestrzeń trochę nam znaną, ale nieakceptowaną. W przestrzeń piękną, ale trochę zagraconą. W przestrzeń bogatą, ale skrzętnie zakrywaną. W przestrzeń nieograniczoną, ale zastawioną koślawymi barierami. Moglibyśmy się zdziwić – To mieszkanie Króla? Moglibyśmy poczuć się zawiedzeni, może nawet stracilibyśmy szacunek dla Boga, który mieszka w tak nieuporządkowanym chaosie, w takich perspektywach, których nie umie wykorzystać. Moglibyśmy być zniesmaczeni, że Bóg żyje w bałaganie… I zadalibyśmy Mu może pytanie… Jezu, nie ogarniasz własnej chaty, a w moim życiu chcesz robić porządek?
Śmiało! Zadajmy Jezusowi takie pytanie!
Jezu, nie ogarniasz własnej chaty, a w moim życiu chcesz robić porządek?!!!
Tylko jednocześnie… Nie przestraszmy się, gdy w odpowiedzi Jezus uśmiechnie się z miłością i odpowie – przecież ta przestrzeń, w której mieszkam, to twoje serce. Ogarniam ją na tyle, na ile mi pozwalasz…