„W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”.
Czy ty wciąż tkwisz w wodzie pełnej swoich – i cudzych – grzechów? Czy wciąż nurzasz się w nieprawościach, kłamstwach i zdradach?
Gdzie chcesz spotkać zatem Boga? Pomiędzy pychą a zwątpieniem? Pomiędzy ciągłym lękiem o przyszłość a brakiem wiary? W tej przestrzeni Boga nie ma, bo to tereny złego. Wyjdź zatem z wody!
Tylko wtedy, gdy zaczniesz z tej wody wychodzić, ma ona możliwość – za sprawą Ducha Świętego – obmyć cię z twoich grzechów. Jeżeli w niej tkwisz – tracisz szansę na zbawienie, ponieważ chęć oczyszczenia się wymagania od ciebie działania a nie bierności. Wymaga wynurzenia się z bagna, a nie… tonięcia w nim. Wymaga wyjścia. Wymaga podjęcia decyzji…
Jezus wszedł do wody i zanurzył się w twoich grzechach po to, byś poczuł Jego bliskość, byś tam – w zdradzieckich odmętach – dostrzegł miłość i nadzieję, byś zauważył różnicę pomiędzy grzechem a świętością. Nie musiał, mógł przecież stać na brzegu i wołać: uważaj, toniesz! Któż jednak na odległość ratuje topielców? Na pewno nie Jezus. Jezus angażuje się w twoje zbawienie całym sobą. Wejdzie w najgorszy rynsztok, by wyciągnąć z niego – ciebie.
Opamiętaj się i skorzystaj z tej pomocy. Wyjdź z wody! Też możesz być tym synem umiłowanym, w którym Bóg ma upodobanie. Twój grzech nie musi być bowiem końcem twojej drogi, ale jej początkiem do świętości…