„Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.”
Za kilka minut do twojego domu przyjdzie Jezus, co robisz, żeby Go przywitać? Krytycznie rozglądasz się wokół siebie i dostrzegasz bałagan, w którym żyjesz na co dzień. Masz mało czasu, więc – pospiesznie chowasz śmieci (żeby nie leżały na widoku), wygładzasz zgniecioną narzutę, wsuwasz za szafę butelki po piwie, a brudne ubrania wrzucasz do szuflady. Potem ostatni rzut oka w lustro – szybkie poprawienie fryzury, sprawdzenie oddechu, zarzucenie luźnej bluzy, żeby zakryć obcisłą poplamioną koszulkę, którą masz na sobie. Uśmiechasz się sztucznie i szeroko otwierasz drzwi.
Jezus wchodzi, dziwisz się, bo nie przynosi w gościnę ciasta, tylko wita cię serdecznie i mówi: pokój tobie! Przełykasz ślinę, w myślach zastanawiasz się, czego nie zdążyłeś schować, i z drżeniem serca zapraszasz Jezusa do pokoju. Siadacie na kanapie (dostrzegasz starą plamę po czekoladowym kremie i zakrywasz ją dłonią), zagadujesz Jezusa sąsiedzkimi nowinkami i cały czas lustrujesz otoczenie. Boisz się, że Jezus zobaczy jak naprawdę mieszkasz i kim naprawdę jesteś. Jesteś coraz bardziej niespokojny, bo Jezus zachowuje się „dziwnie” – cały czas się do ciebie uśmiecha, nie chce herbaty, ani kawy, nie chce nawet piwa! No i wygląda trochę inaczej niż na obrazkach, a co najgorsze – nie interesują Go plotki, którymi usiłujesz Go zabawiać, nie wchodzi w dyskusje o cudzych grzechach, zbywa rozmowy o polityce, koronawirusie, pogodzie i wyprzedażach… Zapada krępująca cisza… Trwa i trwa…
Aż wreszcie zaczynasz ROZUMIEĆ, jaki jest prawdziwy cel tej wizyty! Jezus nie przyszedł by cię oceniać, ale by pomóc ci posprzątać twój brud… Tak naprawdę jest przy tobie zawsze
i wie o tobie wszystko… Możesz nareszcie pokazać swoją prawdziwą twarz i wyrzucić wszystkie maski, które tak pieczołowicie zakładałeś… Nie musisz być doskonały i masz prawo przyznać się do własnych słabości… Jezus nie przyszedł po to, żebyś Go zabawiał, ale po to, aby cię zbawić. A przede wszystkim zrozumiałeś, że Jezus dotarł aż tutaj, do twojego poranionego zabarykadowanego serca, ponieważ cię bezgranicznie kocha. I owszem, nie przyniósł ze sobą ciasta, ale przyniósł Eucharystię. Przyniósł samego siebie.