„Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych”
Co robisz, kiedy jesteś przejedzony? Leżysz na kanapie i trawisz, nic ci się nie chce. Czas – zamknięty w nadmiernych kaloriach – nie zaprocentuje należytym działaniem. Tracisz, zamiast zyskiwać.
Co się dzieje, kiedy jesteś pijany? Gubisz prawidłowy osąd rzeczywistości i nie zachowujesz czujności. Patrzysz na wszystko z niewłaściwej perspektywy – śmiejesz się z rzeczy tragicznych lub sam doprowadzasz innych do łez. Tracisz, zamiast zyskiwać.
A co zabierają ci troski doczesne? Nadzieję. Nadzieję, która podnosi głowę ku Bogu. Nadzieję, która wyrywa się lękowi i wierzy w opiekę Ojca Niebieskiego. Nadzieję, która rozprasza mrok, zwątpienie i pustkę. Owszem, cierpienie na pewno cię hartuje, ale też potrafi odciągnąć cię od Boga – przestajesz walczyć modlitwą. Milkniesz w bólu, zamiast krzyczeć do Boga o pomoc. Dźwigasz swój krzyż samotnie, zamiast nieść go razem z Jezusem i modlisz się do własnych ran, zamiast do Chrystusowych. Tracisz, zamiast zyskiwać.
Posiłek ma dawać ci siłę, a nie ją odbierać.
Wino ma dawać ci zbawienie, a nie je odbierać.
Problemy mają ci przypominać o opiece twojego Ojca, a nie zmuszać cię do szukania pociechy w bożkach doczesności.
Gdyby Jezus przejadał się, nie chciałoby Mu się ciebie zbawić. Nie miałby na to siły, ochoty ani energii. Gdyby Jezus upijał się, śmiałby się z twoich łez, zamiast je ocierać. Gdyby Jezus zamartwiał się codziennością, nie rozmnożyłby chleba, nie wskrzesiłby Łazarza, nie oparłby się kuszeniu szatana… Przemyśl to. Owszem, możesz powiedzieć, że nie jesteś Jezusem. To prawda, ale jesteś dzieckiem Boga, więc zacznij korzystać z Jego łask, zamiast je marnować. Jezus narodził się, by cię zbawić. Ty narodziłeś się, by być zbawiony. Jezus poszedł swoją drogą, ty też nią pójdź. Tylko wtedy się spotkacie. Zbawiciel i zbawiony. Jezus i ty.