„Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym”.
Bycie czyimś sługą… Niewolnikiem. Poddanym.
Bardzo pejoratywne określenia, które automatycznie sprawiają, że chcemy znaleźć się po tej drugiej stronie – władców – wolimy, żeby to nam służono, niż żebyśmy my mieli komuś służyć, bo to przecież takie upokarzające i umniejszające. Takie… odzierające nas z naszej własnej godności.
Jezus jednak dał się poniżyć, nie dlatego że musiał, bo ktoś Go do tego zmusił, tylko dlatego że dla naszego dobra to było konieczne. Jezus nasze zbawienie postawił wyżej niż swoje cierpienie. Z miłości do nas – poddał się nam. A my staliśmy się Jego władcami. Mogliśmy Go zranić, zelżyć, opluć i zabić. Swoimi grzechami. Swoimi czynami. Upadliśmy na samo dno. I kto nas z tego dna podniósł? Ten, Którego ukrzyżowaliśmy. Niewolnik-Bóg podniósł Władcę-Człowieka. I kto w rzeczywistości okazał największą silę? My – wywyższający się, czy Bóg, który nas umiłował?
W Bożej posłudze nie chodzi o bycie słabym i podległym, tylko o miłość. Żeby służyć drugiemu człowiekowi sobą poprzez umiłowanie go.
Postaw w centrum swojego życia Boga i drugiego człowieka, a zobaczysz, że – paradoksalnie – masz dla siebie więcej przestrzeni. Nagle się okaże, że jesteś szczęśliwy, spełniony, wolny… Przestań się porównywać, przestań udowadniać sobie i pozostałym, że jesteś coś wart, przestań królować. Zacznij chodzić na kompromisy. Stań się sługą w chrześcijańskim tego słowa znaczenia, czyli bądź narzędziem w rękach Boga. Dostrzegaj drugiego człowieka – kochaj, wybaczaj, pomagaj, pocieszaj. Żyj z ludźmi, a nie ponad nimi.
Wybór pomiędzy służeniem (rozumianym we właściwy boski sposób) a byciem władczym uruchamia w człowieku najlepsze cechy, albo te najgorsze. Jesteś Dzieckiem Króla – pokaż to. Kochaj.