(Mt 9, 36 – 10, 8)
Dziś Jezus wysyła swoich Apostołów do naszych domów. Wysyła ich nas wszystkich – wierzących, ale niepraktykujących; praktykujących ale niewierzących; do tych letnich w wierze i tych, co zręcznie lawirują pomiędzy słowami tak tak, nie nie… Wysyła ich do owiec, które poginęły…
To nie jest proste zadanie, o ile łatwiej jest nawracać tych, którzy nie wierzą, niż tych, którzy wierzą, że… wierzą. Tym drugim trudniej dostrzec jest swoje zagubienie.
A doprawdy – jesteśmy zagubieni. Mało kochamy. Mało wybaczamy. Dużo pamiętamy. Tracimy Jezusa z oczu. Patrzymy w siebie. Rozmieniamy naszą jedyną wiarę na drobinki pomniejszych wierzeń. Stajemy się przesądni. Stajemy się wybiórczy. I nieświadomie z pokornej owieczki przepoczwarzamy się w kulawego pasterza, który pragnie pociągnąć za sobą inne ułomne owce. Zaczynamy pięknie mówić o naszej wierze, ale wystawiamy jej niewłaściwe świadectwo.
A gdybyśmy tak – ocknęli się? Gdybyśmy przestali analizować, rachować i usprawiedliwiać? To co by się okazało?
Że jesteśmy zagubieni…
I Bogu niech będą dzięki za to, że Jezus o nas zawczasu pomyślał. Że przewidział naszą chwiejność i grzeszność. Za to, że wysłał Apostołów do naszych serc i naszych domów!
Jesteśmy zagubieni, a nie – zgubieni. To wielka różnica…