(J 3, 16-18)
Prawdziwa miłość polega na wyrzeczeniu. Na całkowitym wyrzeczeniu się siebie.
Miłość to oddawanie siebie, swojego życia, swojego trudu, swoich potrzeb.
Miłość to nie motylki w brzuchu, ani cukierkowe roztkliwianie się nad malutkim bobaskiem, miłość to pot, łzy i ból. I miłość to szczęście.
Taką miłością – nadludzką – umiłował cię Bóg. Nie pokochał cię dla twojego pięknego uśmiechu, dla twoich zdolności czy twojej pasji. Umiłował cię tylko dlatego że jesteś.
Bóg widzi w tobie to, czego często nie dostrzegasz już ty sam – widzi w tobie czyste dobro.
Bóg – w przeciwieństwie do ciebie – nie skupia się na twoich niepowodzeniach czy ułomnościach. Nie ocenia cię poprzez pryzmat twoich nałogów czy wad. Zna wszystkie twoje słabości, ale one nigdy nie przesłoniły Mu twojego bezcennego człowieczeństwa. Żaden twój grzech nigdy nie odarł cię z godności Bożego dziecka. Jego dziecka.
Chrystus za ciebie umarł.
Bóg na to zezwolił.
Nie ma większej miłości.
Więc zrozum, że bez względu na jakąkolwiek głupotę, której się w życiu dopuściłeś, jesteś tej miłości wart. I bez względu na to, jak często upadasz, Bóg zapłaciłby tę cenę jeszcze raz. Ponieważ tak bardzo cię kocha i wie, że z jego pomocą podniesiesz się z najgłębszego dna. A Bóg się nie myli…