(J 20, 19-23)
Lęk skutecznie zatrzaskuje drzwi przed Prawdą, Drogą i Życiem.
Nie masz odwagi, by wyjść z klatki zbudowanej z własnych obaw, więc stopniowo zamykasz się w sobie, nie zapraszasz nowych ludzi, oddalasz najbliższych… Żyjesz zniewolony strachem. W okowach. W spętaniu. Miłości okazujesz tylko tyle, ile uda ci się przemycić przez szparę zamkniętych drzwi. Żyjesz w półmroku, bo Światło prześwituje jedynie przez wąską szczelinę. Żyjesz po omacku, obijając się od ściany do ściany, nic dziwnego, że czasem aż brakuje ci tchu.
Aż któregoś dnia, zaczadzony przerażeniem siadasz bezwolnie, ze wzrokiem tępo utkwionym w drzwiach, a w tych drzwiach staje Chrystus. Pokazuje ci swe rany, widzisz Jego zaschnięte łzy. Zrywasz się zaskoczony, bo to przecież pierwsza osoba, która osobiście zjawiła się w twym więzieniu. Oczekujesz wyrzutów, ale Chrystus patrzy na ciebie z miłością i mówi ci – ja wiem, co znaczy ból i też czułem niedawno przerażający lęk. Przychodzę, by cię oswobodzić. Wchodzę tu, pomimo drzwi zamkniętych, by wyprowadzić się do życia, by okiełznać każdą twoją trwogę. Przyszedłem, bo to ja JESTEM życiem, a nie twój lęk.
To wszystko jest prawdą!
W każdej twojej niemocy naprawdę zjawia się Chrystus! To tylko ty udajesz przed sobą samym, że poruszenie, które odczuwasz w sercu, jest jedynie złudzeniem. Udajesz, ponieważ obawiasz się wyjść na wolność.
A w tej wolności, tak jak i w niewoli, towarzyszyć będzie ci Chrystus. Odwagi! Nie jesteś sam!