(Mt 4, 12-23)
Przyzwyczailiśmy się, że Jezus uzdrawia, więc często prosimy Go o zdrowie, ale zapomnieliśmy o tym, że Jezus również leczy nasze słabości.
Do czego możemy mieć słabość?
Do użalania się nad sobą, do narzekania, do martwienia się, do odkładania ważnych rzeczy na później… Możemy mieć słabość do płci przeciwnej, alkoholu, zakupów, hazardu…
Nauczyliśmy się tego, by ośmieszać naszą słabość do grzechu, by traktować ją jako coś naturalnego i oczywistego, by bagatelizować ją i wiecznie usprawiedliwiać.
I tu leży największe niebezpieczeństwo, nie dostrzegamy bowiem, że ta nasza słabość jest równocześnie trądem naszej duszy.
Musimy wreszcie zaprosić Jezusa w tę przestrzeń trądu, musimy błagać Go, by POMÓGŁ nam walczyć z naszymi duchowymi słabościami, a nie tylko z chorobami ciała. Jest bowiem ogromna różnica pomiędzy niezgodą na własną słabość, a przyzwoleniem na to, by to ona rządziła nami.
Nie śmiejmy się z naszych słabości, nie opowiadajmy o nich zabawnych anegdot. Nasze słabości nie są śmieszne, są bardzo bolesne dla nas i dla naszych bliskich. Jezus o tym wie, nadszedł czas, żebyśmy i my to zrozumieli…