Samo się dzieje

(Łk 17, 5-10)

Nie mamy już służących, ale mamy… rodzinę. Mamy dzieci, które prosimy o wykonanie jakiegoś zadania, mamy współmałżonków, rodziców… Czy zauważamy ich starania? Czy też przyzwyczailiśmy się do tego, że do śniadania dostajemy kawę, w szafkach zawsze jest bielizna na zmianę, pralka ciągle coś pierze, a pies jest wyprowadzony. To nie usłużne anioły mieszkają z nami, ale ludzie. Nasi najbliżsi, którzy każdego dnia starają się o to, by w tym domu było czysto, bezpiecznie i dostatnio. Rosół nigdy nie ugotuje się „sam”, ponieważ nic w naszym domu nie dzieje się samo – talerze ze zmywarki są przez kogoś odkładane, pranie jest sortowane, pieniądze ktoś musi zarobić, a dzieci trzeba doglądać. Przyzwyczailiśmy się do tego, że wokół nas „dzieje się”, a nie dostrzegamy zaangażowania naszej rodziny w to niesamoczynne „dzianie się”.

Każdy w rodzinie – tej małej wspólnocie Bożej – ma swoje obowiązki i to jest piękne. Ale jakże często te wykonywane obowiązki są przez nas niedostrzegane, lekceważone, pomniejszane. Dlaczego? Bo to siebie tylko sadzamy za tym stołem na zasłużony odpoczynek, bo to tylko my jesteśmy znużeni, bo nasza praca jest najbardziej odpowiedzialna i wyczerpująca.

A za tym stołem powinniśmy usiąść wszyscy. Cała rodzina powinna wspólnie celebrować odpoczynek i wspólnie dostrzegać zmagania każdego członka rodziny.

Podziękujmy sobie za to, że w święty sposób wplatamy posługę do naszych domowych obowiązków. I podziękujmy sobie za to, że chcemy ten trud każdego dnia, na nowo, podejmować. Każdy z nas potrzebuje pochwały i zauważenia naszych codziennych zmagań, a nasi najbliżsi potrzebują tego tak samo, jak my.