(Łk 15, 1-32)
Droga pomiędzy żalem za grzechy a faktyczną poprawą jest długa i kręta. Czasami można pod wpływem wątpliwości zawrócić z drogi. Ale Bóg nie czeka na ciebie, aż Ty – uświęcony upadkami – dotrzesz znużony do bram niebios. Nie. On widzi, że chcesz wyjść z własnego grzęzawiska i wybiega Ci naprzeciw. Biegnie nad to twoje bajoro – cuchnące i zamulone grzechami – klęka na brzegu i wyciąga do ciebie ręce. A czasami wchodzi do tego szamba, by pomóc ci się wygrzebać.
Możesz – tak jak syn marnotrawny – być jeszcze bardzo daleko od domu, ale Bóg widzi już twoją wędrówkę. Widzi twój powrót. I sam skraca moment Waszego spotkania. Nie czeka biernie. Nie wygląda oknem. Ale, stęskniony, biegnie do ciebie i nie wstydzi się swojej radości.
Bóg wie, jak wiele niebezpieczeństw czyha pomiędzy moczarami, z których próbujesz się wykaraskać, a Waszym rodzinnym domem. Wie o tym, że może zabraknąć ci sił. Dlatego nie czeka, aż sam dojdziesz, ale biegnie, by pomóc ci do tego domu dotrzeć. Ty o tym nie wiesz, ale Bóg zdaje sobie sprawę, że jeżeli wybiegnie ci na spotkanie, ty – zapatrzony w Niego – nie dostrzeżesz wielu innych pokus, które mogłyby utrudnić ci ten powrót.
Bóg biegnący do ciebie, z rozpostartymi ramionami, płaczący z radości, jest bliżej niż myślisz. Bóg lubi działanie, więc nie będzie na ciebie czekał, ale uszczęśliwiony wybiegnie, by rzucić ci się na szyję, przywitać cię i ucałować.
Doceń to. I, zmęczony walką z własnymi wewnętrznymi moczarami, odpocznij i poczekaj, aż Bóg do Ciebie dobiegnie. A potem wyruszycie już razem, żeby – na końcu waszej wspólnej już drogi – świętować twój powrót.