(Łk 14, 25-33)
Czy codzienność może być krzyżem? Nie mam tu na myśli śmiertelnych chorób czy traumatycznych wydarzeń, ale zwykłą powszednią codzienność… Jest ci w tej codzienności po prostu ciężko. Niby nic złego się nie dzieje, ale nie masz siły żyć. Nie możesz się nikomu wyżalić, bo albo słyszysz, że przesadzasz, bo przecież inni mają gorzej, albo słyszysz, że narzekanie jest grzechem, albo słyszysz, że siła tkwi w tobie, więc się nie poddawaj…
Jak się nie poddawać, skoro łzy płyną ci po twarzy i skoro znikąd nie masz zrozumienia? Skoro zamiast pociechy dostajesz bolesne osądy, które wzbudzają w tobie ogromne poczucie winy? Zaczynasz wątpić w swój zdrowy rozsądek i w swoje prawo do odczuwania… A codzienność przygniata cię jeszcze mocniej. Zastanawiasz się więc, jakby tu od niej uciec… Jak ją odepchnąć, wyrzucić, stłumić.
Nie da się odepchnąć problemów, ale możesz odsunąć ludzi, którzy słuchają cię, ale nie słyszą, i ponownie wyżalić się… Bogu. Co usłyszysz? Dziecko moje drogie, jak mi cię szkoda, rozumiem twoją sytuację, widzę twoje łzy i bolą mnie one. Pozwól, że wytłumaczę ci coś naprawdę ważnego. Ja naprawdę bardzo cię kocham i wiem, dlaczego ci teraz tak ciężko. Masz pewne rany, które chciałbym opatrzyć, więc przystań na chwilę, usiądź obok mnie i pozwól mi zadbać o ciebie… Wiem też, dziecko moje, że twój krzyż jest teraz dla ciebie zbyt ciężki, pozwól, więc że będę dźwigać go z tobą. Nie odrzucaj tego krzyża, bo on został ci dany po to, żebyś zrozumiał pewne rzeczy. Chodź, pójdziemy z twoim krzyżem razem, zapoznamy się lepiej, zbliżymy do siebie i będziesz mógł dzięki naszej wspólnej wędrówce zaufać mi i naprawdę mnie pokochać… Nie bój się, nie zostawię cię samego, pomogę cię we wszystkim, oprzyj się na mnie i czerp siłę ode mnie. Jestem przy tobie. Odwagi!
Nieważne, jak patrzą na twój krzyż inni ludzie. Ważne, jak TY na niego patrzysz.