„Miłować Go [Boga] całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary”
Miłość do Boga, miłość do bliźniego, miłość do siebie samego… Przykazanie, które wryło nam się w umysł i jesteśmy w stanie wyrecytować je bezbłędnie nawet w środku nocy. Tylko czy to przykazanie jest naszym sposobem na życie? Czy miłość jest naprawdę podstawą naszych działań? Czy umiemy odróżnić czystą bezinteresowną miłość od wyrachowania i egoizmu oraz czy umiemy tę miłość oddzielić od naszej pamiętliwości, złości, zarozumiałości?
Nie umiemy miłować Boga i bliźnich inaczej niż samych siebie. Nie umiemy ich kochać lepiej ani gorzej, przyjrzyjmy więc się sobie – jak kochamy siebie? Bardzo ułomnie. Pobłażliwie. Wyrywkowo. Toksycznie.
I w ten sam sposób kochamy Boga. Nasze dzieci. Naszych współmałżonków. Naszych przyjaciół. A ponieważ nasza miłość jest tak skąpa i okaleczona, więc wciąż nam jej brakuje, co sprawia, że nie możemy już okazać jej naszym wrogom, którzy też są przecież naszymi bliźnimi.
Nie umiemy kochać, bo nikt nas tego nie nauczył. Nasza miłość jest braniem, a nie dawaniem, a taka zdeformowana miłość rodzi nieporozumienia, lęki, oczekiwania. Taka miłość prowadzi do użalania się nad sobą, obwiniania innych i stawia nas przed perspektywą straszliwej samotności.
Nie tak kocha nas Jezus. Nie tak…
Póki jeszcze żyjemy, uczmy się od Niego miłości – naśladujmy Jezusa! Kochajmy grzesznika, ale nie zgadzajmy się grzech. Kochajmy siebie, ale nie nasze słabości. Zło dobrem zwyciężajmy!
Dopiero wtedy, gdy z Bożą pomocą, zmienimy siebie – zmieni się świat.