Jutro, Jezu, jutro

„Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu.”

Przyzwyczaiłeś się do świadomości, że Jezus oddał za ciebie życie. Wzrastałeś w tej wiedzy od dzieciństwa i nie odczuwasz już wagi tego czynu, ale wyobraź sobie, że wracasz zmęczony do domu. Po ciężkiej pracy, z głową zajętą troskami. Drzwi otwiera ci Jezus, uśmiechnięty i pogodny.

– Cieszę się, że już wróciłeś! Widzę, że miałeś ciężki dzień – wita cię serdecznie i bierze od ciebie ciężką torbę z zakupami – Nie martw się już, przygotowałem ci kolację, będzie ci smakować.

– Kolację? – pytasz zdumiony i czujesz, jak burczy ci w brzuchu. Szybkim ruchem zrzucasz buty i odwieszasz kurtkę.

– Tak, kolację, na pewno jesteś głodny. Zjemy razem, chodź. – Obejmuje cię ramieniem i prowadzi do pokoju. Siadasz, bezwiednie sięgasz po chleb i, wciąż zmartwiony, wzdychasz.

– Jakieś kłopoty? – pyta Jezus z niepokojem, podając ci kieliszek wina.

– Ech, dzień jak co dzień – mówisz zniechęcony i zaczynasz masować sobie obolałe stopy.

– Daj – Jezus się schyla do twoich nóg. – Pomogę ci.

– No, ale jak to? – odsuwasz się zdezorientowany. – Przecież moje nogi są brudne.

– Niczym się nie martw, jestem tu po to, aby cię oczyścić i ukoić twój ból – uśmiecha się do ciebie – Opowiedz mi, jak minął ci dzień, może razem rozwiążemy twój problem?

– Jutro ci opowiem, teraz nie mam siły. Zdrzemnąłbym się – wypijasz łyk wina, kończysz pospiesznie jedzenie i kulisz się na kanapie.

– Dobrze, jak wolisz, połóż się wygodnie. Okryję cię – Jezus sięga po koc i troskliwie cię otula.

– Dziękuję – przymykasz oczy. – Jutro porozmawiamy, obiecuję.

– Dobrze – mówi Jezus. – Opowiesz mi jutro, tylko będziesz musiał do mnie przyjść.

– Dlaczego? – pytasz podirytowany.

– Bo jutro o tej porze będą przybijać mnie do krzyża. Ale przyjdź, wysłucham cię…