„Jeśli zatem twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony.”
Nie „naprawisz” swojego brata, męża, przyjaciela. Nie „naprawisz” swojej żony, mamy, dziecka. Nie „naprawisz” pracodawcy, nieuprzejmego sprzedawcy w sklepie, czy polityka… Nie naprawisz świata. Możesz za to naprawić siebie.
Przestań więc każdego dnia odcinać tępym nożykiem grzeszną rękę swojego bliźniego, ale weź siekierę i zdecydowanym ruchem odetnij swoje ramię. Nie chodzi tu oczywiście o dosłowność czynu, ale o podjęcie odważnej decyzji – przestaję grzeszyć! Od dziś, od teraz, od zaraz! Już! Natychmiast! Przestaję! Wybieram drogę do świętości zamiast tymczasowych pokus. Wybieram trud naprawiania swoich grzechów, zamiast im ulegania. Wybieram pracę nad sobą, zamiast pracy nad innymi… Szukam belki w swoim oku i wyciągam ją. Teraz. Zaraz. Natychmiast. Bez odkładania na później, bez użalania się nad sobą, bez obwiniania.
Co się stanie, kiedy wdrożysz swoją decyzję w życie? Dla zatwardziałych w swym grzechu ludzi staniesz się nudnym kaleką. Chromym, jednorękim, półślepym szaleńcem… Dla innych natomiast możesz stać się drogowskazem.
Nie bój się ludzkiego osądu, bo to nie on jest w twoim zbawieniu decydujący. Nie bój się też tej wykpiwanej praworządnej „nudy”. Czy Jezus był nudziarzem? Nie. Był Bożym Szaleńcem – zbawił cię. Oddał swoje życie, chociaż nie musiał ani odcinać swojej ręki, ani nogi, ani wyłupywać oka.
Czy więc stanie się chromym, jednorękim, półślepym szaleńcem jest karą, czy raczej koniecznością? Ty wybierasz, a Bóg twoje decyzje przyjmuje… Jednak pewne wybory przynoszą korzyści, a inne bolesne konsekwencje. I pamiętaj, Jedną zdrową nogą szybciej dojdziesz do nieba niż dwiema chorymi…