„A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie. Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku”.
Dlaczego tak bardzo przestrzegamy innych przed popełnieniem tego „nieodwracalnego błędu” jakim jest zawierzenie się Bożej woli? Dlaczego straszymy Bogiem tych, którzy idą Jego drogą?
Ponieważ widzimy siebie samych w kontrastowym odbiciu i przeraża nas tak diametralna różnica pomiędzy naszą biernością, a cudzym działaniem. Boimy się konfrontacji z własną słabością, więc sprowadzamy innych na manowce, ponieważ wolimy, by to inni podążali za naszymi grzechami, niż żebyśmy my zostali zmuszeni do towarzyszenia im w chwale. Staramy się być niewidzialni dla Boga, żeby ten – broń Boże – czegoś od nas nie zażądał. Kamuflujemy się racjonalizowaniem i chociaż bardzo mądrze i przewidująco myślimy po ludzku, to wbrew pozorom bardzo głupio… działamy.
Stajemy się adwokatami diabła, który „zdrowym rozsądkiem” uświadamia naszemu rozmówcy jaki to wielki „błąd” wędrować Bożą drogą. Zakładamy, że ten, kto da kolejną szansę współmałżonkowi, pojedzie na misje, zdecyduje się urodzić chore dziecko, albo wstąpi do zakonu, to straci swoje życie, podczas gdy MY przecież chcemy go przed tym uchronić.
Niech Bóg nas broni przed takimi diabelskimi zakusami!
Bóg wymaga od nas myślenia Bożego… Czym to myślenie jest? Zaufaniem! Całkowitym oddaniem się woli Bożej i działaniem według Jego logiki, nie – naszej.
Piotr zwątpił w Jezusa, przeraziła go gotowość Jezusa do wypełniania woli Ojca, ponieważ po ludzku – nie rozumiał jej. Wolał więc zostać na uboczu, niewidzialny dla zła i my również tego pragniemy. Za wszelką cenę unikamy wysiłku, bólu, cierpienia, wolimy uciszać Boga, niż Go posłuchać. W naszych kalkulacjach nie bierzemy jednak jednego – najważniejszego – argumentu pod uwagę, że uciekając od Boga… zmierzamy wprost do piekła.