Miłosierdzie Boże… Tyle już powiedziano o tym i tyle napisano, że prawda ta stała się dla nas czymś automatycznym. Każdy z nas wie, że Bóg wybacza nam grzechy i kocha nas bez względu na wszystko. Jest w końcu Bogiem. Przyjęliśmy istotę miłosierdzia bez żadnej głębszej refleksji, uznaliśmy, że występuje ona w nierozerwalnym pakiecie razem z wiarą, nadzieją i miłością. To „oklepane” miłosierdzie stało się dla nas czymś tak oczywistym i naturalnym, że aż niezrozumiałym. Co więc mogę dodać nowego do czegoś tak wspaniałego, wielkiego i niepojętego? Jakie jeszcze słowa nadadzą właściwą rangę Bożej miłości i wyciągną z niej SENS? Nie będę przecież cytować Dzienniczka, ani opisywać obrazu Jezusa Miłosiernego, który wisi prawie w każdym domu, ani przekonywać, że Bóg naprawdę cię kocha nad życie. Bo każdy z nas te słowa już słyszał. Ty również. Dlatego chcę dziś przedstawić miłosierdzie z innej strony i mam nadzieję, że temu podołam. Piszę ten post do wszystkich osób, które mnie skrzywdziły i które zadały mi ból tak wielki, że czasami brakowało mi tchu. Wiem, że wszyscy ci ludzie są dziećmi Bożymi, a nie (jakbym czasami chciała przypuszczać) złymi istotami bez serca lub bezdusznymi katami. Staram się pamiętać, że oni są poranieni, ale nie są źli. I chociaż jest to trudne, to muszę przyznać, że ci ludzie są tak naprawdę moimi braćmi i że są równi mnie. Nie są ode mnie ani lepsi, ani gorsi. Są równi. I są tak samo ważni dla Boga jak ja. Bóg ich kocha. Tak, jak kocha mnie. Gdzie tu miłosierdzie? Ano właśnie tu, że Bóg współczuje nam wszystkim. Ociera moje łzy, ale przytula też tych, przez których płaczę. Dlaczego? Ponieważ widzi nasze serca i wie, że na ich dnie znajduje się najczystsze dobro. U mnie i u nich. I całe szczęście, że Bóg ma taką optykę, ponieważ to daje mi nadzieję, że ludzie, których ja skrzywdziłam tak mocno, że aż zabrakło im tchu, wybaczą mi kiedyś i zrozumieją, że krzywdziłam nie z chęci zadania bólu, ale dlatego, że ja sama nie dawałam sobie rady z moim cierpieniem. To daje mi wiarę, że ja przez swoje czyny również nie straciłam godności Dziecka Bożego. Tak rozumiem miłosierdzie – że Bóg oddziela moje grzechy od mojego serca i skupia się na tym, co jest we mnie dobre. I tak rozumiem miłosierdzie – że Bóg oddziela grzechy moich wrogów od ich serca i skupia się na tym, co w nich jest wspaniałe. Pamiętaj, nie ma złych ludzi, ponieważ miłosierdzie Boże nie ma granic.
Cierpienie jest jak koło – cierpią nie tylko ci, którzy są krzywdzeni, ale i ci, którzy tę krzywdę wyrządzają, bo kiedyś to ich ktoś inny poranił dotkliwie. Dlatego to koło cierpienia może rozerwać tylko Bóg. I pozwól Mu na to, by prawą ręką chwycił za rękę ciebie, a lewą twojego wroga. Bo i ty, i on jesteście Jego dziećmi. To jest właśnie miłosierdzie, że Bóg nie zatrzymuje wzroku na grzechu, ale omija go i sięga po to, co w tobie najcenniejsze. Po twoje dobro. I to samo robi z wszystkimi ludźmi, którzy cię skrzywdzili. I z tymi, których skrzywdziłeś ty.
Miłosierdzie nas przenika, oddychamy nim jak powietrzem, poimy się nim jak wodą i sycimy się nim jak chlebem. Czy przeżylibyśmy bez tlenu? Nie. Czy przeżylibyśmy bez miłosierdzia? Nie. Bo nasi wrogowie krzyczeliby na naszym sądzie: Ukrzyżuj…