Głód Miłosierdzia

„Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło.”

Dzisiaj nie brakuje nam ryb ani chleba, a mimo to, kiedy przychodzimy do Jezusa, nie odchodzimy duchowo nasyceni. Nie wracamy do naszych domów z koszami pełnymi ułomków zaufania, miłości, czułości.

Dlaczego?

Bo wracamy do domu sami.

Kładziemy przed Jezusem pięć chlebów i dwie ryby, a potem zostawiamy Jezusa w Kościele, by tam wypraszał nam łaski, rozmnażał nasz dobrobyt. Kościoły wypełnione są echem naszych próśb o zdrowie, pracę, obfitość, kochającą się rodzinę.

Nic dziwnego, że wciąż czujemy się biedni, smutni, nieszczęśliwi.

Kładziemy przed Jezusem nie te braki, które kłaść powinniśmy.

Dziś zostawmy doczesność przed Kościołem i wejdźmy tam z głodem miłosierdzia. Połóżmy przed Jezusem nasze rachityczne zaufanie, skarlałą wiarę, nasze obkurczone ziarenka miłości. Połóżmy je z pokorą, dostrzeżmy jak uboga jest nasza duchowość.

Co zrobi Jezus? Uniesie je z czułym dziękczynieniem i rozmnoży tak, że objedzeni Bogiem wrócimy szczęśliwi do domów. I tam, pełni sytości, będziemy wielbić Jego imię. I nagle wszystko się „poukłada”. I waśnie w rodzinie ustaną, i praca lepsza się znajdzie, i obfitość zastuka do drzwi…

Brakuje nam Boga, nie chleba.

To Jego brak musimy dostrzec w naszym życiu.

Ludzie przyszli do Jezusa, bo JEGO potrzebowali, a Jezus dał im i siebie, i jednocześnie zadbał o ich doczesność. A my robimy odwrotnie. Dlatego jesteśmy wciąż biedni.