„A Jezus mówił im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich.”
Czy nasza wiara może być takim domem, w którym lekceważy się proroka?
Czy my, jako krewni Jezusa, nie możemy być uzdrowieni z powodu swoich wątpliwości?
Tak.
Bagatelizujemy moc Jezusa. Nie wierzymy, że Bóg jest Bogiem rzeczy niemożliwych.
Wolimy narzekać, że Bóg nie wysłuchuje naszych modlitw, zamiast wyjść z naszego domu niewiary, uklęknąć i błagać o cud!
I siedzimy przed tym domem smutni, chorzy, nieszczęśliwi, ze złamanym sercem… Szukamy w Internecie bożków, którzy pomogą nam rozwiązać nasz problem, ale oni nigdy nie będą prorokiem! Nie oczekujmy więc od nich tego, czego odmawiamy prawdziwemu Bogu – cudotwórstwa…
Taki zniszczony dom musimy opuścić. Wyjść z niego tak, jak wyszli Apostołowie – bez tobołków, bez odzienia na zmianę, po prostu musimy wstać i wyjść. Bo ten dom nie miał fundamentów, przestał więc być bezpieczną przestrzenią, a stał się więzieniem.
Gdzie w takim razie mamy się udać?
Wszędzie tam, dokąd idzie Jezus.
Jak pójdziemy za Nim, On doprowadzi nas do domu. Zarówno tego doczesnego, jak i niebiańskiego.