„A ona przyszła, padła Mu do nóg i prosiła: Panie, dopomóż mi. On jednak odparł: Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom. A ona odrzekła: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów. Wtedy Jezus jej odpowiedział: O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz!”
Czasem warto być szczenięciem i z niskiej perspektywy spojrzeć na majestat Boga. Przestaliśmy korzystać z przywilejów danych chrześcijanom i nie tylko okruszki rzucamy psom, ale sami odtrącamy Pokarm i odchodzimy od wspólnego stołu.
Nasyceni Bożymi łaskami przestaliśmy je nawet dostrzegać.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że Jezus zawsze nas wysłucha, że znajdzie dla nas czas, bo skoro za nas umarł, to przecież dalej cierpliwie będzie czekał, aż wreszcie ockniemy się z letniości naszej wiary.
Jezus poczeka, oczywiście, ale ile my w tym czasie stracimy niewypowiedzianych modlitw, niewybłaganych darów, niewyczekiwanych cudów.
Przesypujemy wiarę przez palce i marnotrawimy dane nam możliwości.
To nie może dla nas skończyć się dobrze.
Bo, o ile Jezus czeka, tak nasze życie już nie. Ono nam mija i mija nam
(z naszej woli) bez Chrystusa.
Jezus zawsze wysłuchuje naszych modlitw! Tylko my tak rzadko je zanosimy, a jeszcze rzadziej z ufnością je powtarzamy…
Zniżmy się z wyżyn, do których się przyzwyczailiśmy, do nizin Chrystusowych stóp i tam uczmy się pokory oraz żarliwej nieugiętej wiary.