(Łk 2, 16-21)
Wola Boża dojrzewa w naszych sercach. I tam jest dla niej najbezpieczniejsze miejsce – ciche, z dala od cudzych opinii i ocen. Maryja nie musiała obwieszczać światu nowin dotyczących Jezusa, bo nie świat miał przygotować się na śmierć Jezusa, ale Ona, Matka. I nie świat miał wspierać Ją w tej drodze, ale Bóg. Dlatego Maryja zachowywała te słowa i rozważała je w sercu, bo zamiast zdumienia, zawiści czy zwątpienia, które dostałaby od ludzi wokół, potrzebowała ciszy oraz czasu. Maryja nie potrzebowała ludzkich niestabilnych emocji ale pokoju i ufności. My potrzebujemy niekiedy wielu lat na to, by wola Boża w naszych sercach zespoliła się z naszym umysłem, z naszymi pragnieniami, oczekiwaniami, by została przez nas zaakceptowana. Dopiero wtedy możemy bezpiecznie wypuścić ją na świat, by realizować zamysł Boga. Dlatego nie kierujmy się zwodniczymi osądami, tylko w skrytości ducha przemadlajmy nasze wybory i najważniejsze sprawy konsultujmy z Bogiem, jak Maryja, a nie ze światem.
I dajmy sobie czas na to, żeby euforia, lęk, niepewność, a może bunt przetrawiły się w cichości naszego serca i, niepodsycane przez innych ludzi, przerodziły się w niezbitą pewność, że nasza wolna jest nierozerwalnie związana z wolą Boga. Bez względu na wszystko…