(Łk 13, 22-30)
Za Jezusem podąża tłum ludzi. Ogromny, niezliczony tłum.
Ci wszyscy ludzie słuchają Jego słów i przyjmują Eucharystię. Oni wszyscy mówią o Bogu, o cudach, przekazują sobie kolejne modlitwy i wysyłają religijne filmiki… Im dłużej tak idą, tym bardziej zbaczają z drogi. Jak to możliwe, skoro idą za Jezusem?
Niestety, jest to możliwe, ponieważ oni nie patrzą się na Jezusa, ale na ludzi, którzy za Nim rzekomo „podążają”. A ludzie ci… błądzą, bo idą nie za Jezusem, ale za bardzo szeroko pojmowaną miłością. Miłością, która nie zna granic. A stąd już krok od tego, by znaleźć się w tłumie osób skandujących, że piekło jest puste, ponieważ Bóg jest… miłością. I tak się jakoś „dzieje”, że ten tłum chrześcijan zmierzający w stronę zbawienia, zbacza w kierunku parady równości, a na ich twarzach zamiast miłosierdzia widać błyskawice. A więc… Można zbłądzić nawet wtedy, gdy idzie się z imieniem Chrystusa na ustach.
Jak więc się ustrzec?
Trzymajmy się przykazań, zamiast o nich mówić.
Żyjmy słowem Bożym, zamiast je „magicznie” przeżywać.
I nie głośmy nowych ewangelii opartych na miłości, która z miłosierdziem nie ma nic wspólnego…
A przede wszystkim – nie zmieniajmy słów Chrystusa i nie dopasowujmy ich na siłę do zepsutego świata. Słowa Chrystusa są po to by, by gromić szatana, a nie po to, by się z nim w imię „miłości”… bratać.