„Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje”.
Nie uciekajmy od trosk i problemów tego świata w narzekanie i zwątpienie. Narzekanie jest niezgadzaniem się z wolą Boga. Jest odtrącaniem Jego planu.
I chociaż cierpienie stoi w poprzek z naszymi oczekiwaniami, burzy harmonię naszego poukładanego życia, to jednak przynosi nam ogromne łaski, których dusza nasza potrzebuje do rozwoju.
Rzadko kiedy potrafimy dostrzec bezcenną wartość naszego krzyża, ponieważ przybici do niego przez lęk czy ból, skupiamy się jedynie na chwili obecnej. A ona przecież kiedyś mija i Ktoś z tego krzyża nas zdejmuje – umęczonych, zapłakanych, poranionych… To jest właśnie ten czas, w którym Chrystus zmartwychwstaje. W naszym życiu. W naszej codzienności. W naszych ranach.
I obdarza nas łaskami niezbędnymi dla naszego duchowego wzrostu – cierpliwością, ufnością, pokorą… Uczy nas miłości do Ojca i przyjmowania Jego woli.
Możemy tych darów nie przyjąć i po prostu zgorzknieć lub żyć w ciągłym strachu i gniewie. Tylko co nam to da, oprócz bezustannej udręki? Czy nieakceptowanie naszego krzyża odsunie nas od chorób, trosk, kłopotów? Nie!
O wiele łatwiej nam będzie, gdy przyjmiemy swój kielich. Nie odbierze nam to łez i obaw – Jezus przecież też cierpiał – ale pomoże nam to z nadzieją przyjrzeć się naszemu krzyżowi. Dostrzec w nim sens i miłosierdzie Boże. Nie karę, nie pech, nie surowość Boga, ale właśnie Jego nieskończone miłosierdzie. Krzyż jest naszą szansą. Przyjmijmy ją z odwagą.