(Łk 12, 35-40)
Budzisz się i wiesz, że przed tobą kolejny naprawdę trudny dzień. Dzień, w którym wstajesz obolały, przemęczony i zniechęcony. Dzień, w którym nie znajdujesz sensu ani radości. Dzień, który ma tylko jedno marzenie – jak najszybciej się skończyć. Każdy ma takie dni. Czasami te dni splatają się w tygodnie, miesiące, lata i tworzą jedno obolałe życie. Twoje życie
Walczysz modlitwą, ale ta modlitwa coraz cichsza i słabsza. Starasz się nie poddawać, ale nadziei już nie masz w swoim sercu. Dlaczego? Ponieważ złodziej dawno już przekroczył próg twojego domostwa i urządza w nim rozpustne orgie. Rozparty na ołtarzu twojej zaśniedziałej wiary zwołuje kolejne demony. Demony zniechęcenia, lenistwa, marazmu, lęku, bezsensu – oni wszyscy rozsiadają się wokół bogactw twej duszy i brudzą ją swoją obecnością, zapełniają chaosem, zgiełkiem i złośliwym chichotem. Dlatego twoje dni są tak ciężkie. Dlatego wciąż się buntujesz, narzekasz i złorzeczysz.
A miałeś przecież zachować czujność…
Zrób to teraz, ocknij się! Podziękuj Bogu za cały trud, za wszystkie ciężkie chwile, za łzy, stracone okazje i niespełnione marzenia. Podziękuj za to wszystko Bogu, bo cierpienie samo w sobie nie jest cnotą, ale cierpienie pełne zgody na opatrzność Bożą już taką cnotą jest. Twoje przyzwolenie na Boże działanie jest twoim pełnym wiary czuwaniem. Czuwaj. Nie poddawaj się. Dziękuj Bogu za wszystko i czuwaj.
Niech ołtarz twojej wiary na nowo rozbłyśnie takim blaskiem, że przypieczone tym blaskiem demony ze skowytem uciekną z twojego życia.